"Historia małej Lei" - ofiary handlarzy psim towarem
Przeczytaj i może to pomoże Ci zrozumieć dlaczego NIE POWINNO
SIĘ KUPOWAĆ SZCZENIAKA BEZ RODOWODU. Powstrzymaj nieetycznych
pseudohodowców. Nie przyczyniaj się do cierpień
kolejnych psiaków... stwarzając rynek zbytu na masową produkcję w
nieludzkich warunkach. Tam pies tak naprawdę jest tylko towarem i nikt
nawet nie spyta o to kim jesteś i gdzie psa zabierasz! Unikaj "hodowli"
gdzie akita jest jedną z wielu modnych ras... które zmieniają "profil" gdy
tylko pojawi się inna modna rasa (lub z hodowli, gdzie suka kryta jest co
cieczkę - raz na papiery, raz bez)... Dla nich liczy się ilość a nie
jakość. Chińskie podróbki adidasów "Nike" można wyrzucić do kosza, gdy po
miesiącu odpadnie podeszwa, bo to tylko rzecz i ucierpi na tym wyłącznie
nasz portfel. Ale jeśli kupimy z nieodpowiedniego źródła szczeniaka, który nie był
karmiony, szczepiony, odrobaczany ani socjalizowany jak powinien (którego
układ nerwowy uległ uszkodzeniu już w łonie matki) to już nie jest zwykła
strata to jest nieszczęście. Bo niektórych
zaniedbań nie uda się odrobić nigdy! A psa kupuje się nie na
miesiąc (choć często te z bezpapierowej masowej produkcji namnażaczy nie
żyją dłużej) ale na całe jego życie. I nawet jeśli taki pies jakimś cudem
osiągnie wiek dojrzały to będzie dla Ciebie jak żywy wyrzut sumienia, gdy
porównasz go z rówieśnikami, którzy mieli więcej szczęścia... Ale Ty
chciałeś oszczędzić... Jeśli nie chcesz psa rasowego (a pies bez rodowodu
nie jest psem rasowym, nawet jeśli jest po tzw. rodowodowych rodzicach) to
dlaczego nie udasz się do schroniska, gdzie czekają na dobry, ciepły dom
psiaki często nawet podobne do naszej wymarzonej rasy...
I jeszcze jedno.... pomyśl gdzie znikają w namnażalniach
modnych ras dorosłe psy z rasy, która już wyszła z mody lub suki i psy
niezdatne już do rozrodu...
Jeśli chcesz naocznie przekonać się jak traktowane są psy w namnażalniach
to oto link do angielskojęzycznej strony o puppymills (fabrykach szczeniąt)
Polecam zajrzeć
nawet, jeśli nie rozumiecie Państwo angielskiego.
Same zdjęcia są
już wystarczająco przerażające w swojej wymowie. :-((
Niżej opisana historia pochodzi zaś z amerykańskiej listy mailingowej:
"Nie wiem dużo o
miejscu, gdzie się urodziłam. Było wąskie i ciemne i człowiek nigdy się z
nami nie bawił.
Pamiętam jeszcze mamę i jej miękkie futro, ale ona była
często chora i bardzo chuda. Miała niewiele mleka dla mnie, moich braci i
sióstr. Większość z nich nagle umarła. Kiedy zabrali mnie od mamy
strasznie się bałam i byłam taka smutna. Moje mleczne ząbki ledwo co
wyszły i tak bardzo jeszcze potrzebowałam mamy. Biedna mama, sama też
czuła sie bardzo źle.
Ludzie powiedzieli, że teraz w końcu chcą
pieniędzy i że piski mojej siostry i moje działają im na nerwy.
Tak
więc zostałyśmy pewnego dnia załadowane do skrzyni i wywiezione. Tuliłyśmy
się do siebie i czułyśmy, jak obie trzęsiemy się, nieprzytomne ze strachu.
Nikt nie przyszedł, aby nas pocieszyć. Wszystkie te dziwne dźwięki i
zapachy.
Jesteśmy w "Pet Shopie"- sklepie,
gdzie jest dużo różnych zwierząt. Jedne miauczą, inne piszczą, niektóre
gwiżdżą. Słyszymy również skomlenie innych szczeniąt. Moja siostra i ja
przyciskamy się mocno do siebie w ciasnej klatce. Czasem przychodzą ludzie
i oglądają nas, często całkiem mali ludzie, którzy bardzo serdecznie
wyglądają, tak jakby chcieli się z nami bawić. Dzień po dniu spędzamy w
naszej małej klatce. Czasem łapie nas ktoś i podnosi do góry aby obejrzeć.
Niektórzy są przyjacielscy i głaskają nas, inni są grubiańscy i sprawiają
nam ból. Często słyszymy jak mówią: "oh, one są słodkie, chcę jednego",
ale potem ludzie znowu odchodzą.
Ostatniej nocy zmarła moja siostra.
Położyłam głowę na jej miękkim futerku i czułam, jak życie uchodzi z jej
chudego ciałka. Kiedy ją rano wyciągali z klatki mówili, że była chora i
że ja mam być sprzedana taniej, abym wkrótce poszła. Nikt nie zwraca uwagi
na mój cichy płacz, kiedy wyrzucona zostaje moja mała
siostrzyczka.
Dziś przyszła rodzina i kupiła mnie!
Teraz wszystko
będzie dobrze! To są bardzo mili ludzie, którzy zdecydowali się
rzeczywiście na mnie. Oni mają dobrą karmę i piękną miskę do tego i ta
mała dziewczynka nosi mnie bardzo delikatnie w ramionach. Jej tata i mama
mówią, że jestem bardzo słodkim i dzielnym pieskiem.
Nazywam się teraz Lea. Mogę nawet oblizać moją nową
rodzinę, to jest wspaniałe. Uczą mnie serdecznie, co mogę robić i czego
nie, troszczą się o mnie, dają mi pyszne jedzenie i dużo, dużo miłości.
Niczego więcej nie chcę, jak tylko podobać się tym wspaniałym ludziom i
nic nie jest piękniejsze jak szaleć w koło i bawić się z małą
dziewczynką.
Pierwsza wizyta u weterynarza. To było dziwne miejsce,
trzęsłam się. Dostałam kilka zastrzyków. Moja najlepsza przyjaciółka, mała
dziewczynka, trzyma mnie delikatnie i mówi, że będzie dobrze, więc się
odprężam. Weterynarz widocznie mówi moim kochanym ludziom coś smutnego, bo
wyglądają na całkiem załamanych. Słyszę coś o ciężkich wadach, dysplazji E
i chorobie serca. Mówi o dzikich hodowcach i o tym, że moi rodzice nigdy
nie byli badani. Nic z tego nie zrozumiałam, ale to było okropne, widzieć
moją rodzinę taką smutną.
Mam teraz sześć miesięcy. Moi rówieśnicy są
dzicy i silni, ale mi każdy ruch sprawia straszliwy ból. Bóle nigdy nie
ustają. Poza tym od razu brakuje mi tchu, kiedy tylko chcę się trochę
pobawić z małą dziewczynką. Tak bardzo chciałabym być silnym psem, ale po
prostu nie daję rady... Ojciec i matka mówią o mnie. Widzę ich wszystkich
takich smutnych i to łamie mi serce. W międzyczasie bywam często u
weterynarza i zawsze kończy się na "genetyczne" i "nic nie można zrobić".
Chcę na dworzu w ciepłym słońcu bawić się z moją rodziną, chcę biegać i
skakać. Nie mogę...
Ostatnia noc była gorsza niż którakolwiek. Nie
mogłam nawet wstać, żeby się napić i tylko krzyczałam z bólu... Oni niosą
mnie do samochodu. Wszyscy płaczą. Są tacy dziwni, co się dzieje? Czy
byłam niegrzeczna? Czy to na mnie są źli? Nie, nie, oni pieszczą mnie
przecież tak delikatnie. Ach gdybyż tylko te bóle ustały! Nie mogę nawet
zlizać łez z twarzy małej dziewczynki, ale przynajmniej dosięgam do jej
ręki.
Stół u weterynarza jest zimny. Boję się. Ludzie płaczą w moje
futerko, czuję, jak bardzo mnie kochają. Z wysiłkiem daję radę polizać ich
w rękę. Weterynarz nie spieszy się dzisiaj i jest bardzo serdeczny i
odczuwam trochę mniej bólu. Mała dziewczynka trzyma mnie bardzo
delikatnie, lekkie ukłucie... Dzięki Bogu, ból znika. Czuję głęboki spokój
i wdzięczność...
Sen: widzę moją mamę, moich braci i siostry na
wielkiej zielonej łące. Wołają do mnie, że tam nie ma bólu, tylko spokój i
szczęście.
Więc mówię mojej ludzkiej rodzinie do widzenia w jedyny
możliwy dla mnie sposób: z delikatnym merdnięciem i lekkim węszeniem.
Wiele szczęśliwych lat chciałam z Wami spędzić, to nie powinno się stać.
Zamiast tego przysporzyłam Wam tylko wiele zmartwień. Przykro mi, byłam przecież tylko towarem
handlowym.
"Lea"
©1999 J. Ellis
(tłumaczenie I. Bach-Żelewska)